Jestem w Kuta Bali.
Razem z francuzami i ich znajomymi przyjachaliśmy do Kuta na połódniu Bali skąd francuzi lecą do domu tego samego wieczoru.
Pożegnalna kolacja razem i odjeżdżają taxi na lotnisko. Ja lokuję się do taniego hoteliku za 70 000 Rupi i zostaję tam 4 dni.
Przyznam się że nie robiłem nic tylko chill-out, próbowałem trochę joggingu na plaży ale kolano boli.
Rano i przez zachodem słońca robiłem trochę zdjęć surferom. Troche imprez i jedzonko na pobliskim targu w okolicy Legian.
To wszystko, aha i wyporzyczyłem rower i troche pojeździłem ale wszędzie w koło komina stragany i sklepy z miejscowymi wyrobami, tzn suvenirami.
Tak mijał czas. Człowiek nie chce się ruszać nigdzie. Będąc na plaży widać jak samoloty podchodzą do londowania na lotnisko i przypominają o zbliżającej się dacie odlotu do Australi. (9 maja).
Chociaż strasznie zatłoczona Kuta nie należy do przyjemnych bo co 5 metrów zatrzymuja sprzedawcy i coś oferują (w dzień okulary i koszulki a wieczorem dziewczynki i narkotyki) to jednak jakoś pasuje każdemu.
(pasuje dopoki nie wyjedzie się poza kuta na rejony wiejskie, cisza i spokoj)
Ilość ludzi chyba znacznie przewyższa możliwości dlatego powstają coraz to nowe miejscowości sateliskie oraz budowa jest wszędzie.
W moim pensjonacie poznałem jednego kolesia z Australi 71 lat który cały czas surfuje od 17 roku życia, wypytałem go troche ci i jak w australi. Jest też jeden włoch jeszcze starszy i ledwo słyszący który też jeździ i mieszka na Bali bo taniej niż we wloszech z emeryturki.
Wieczorami na ulicy Legien jest dużo klubów i imprez nie wspominając o sklepach z suvenirami. Na jednej z nich w klubie regeae poznałem Ayu, młodą bizneswoman która prowadzi małą restauracje na południe od Kuta. Zaprosiła mnie do siebie i z zaproszenia skorzystam.