Jestem na filipinach. Pierwszy mój kraj tropikalno-wyspiarsko-plażowy w południowo-wschodiej azji.
1 PAŹDZIERNIK
Późno dotarłem do stolicy Filipin Manili. Ze względu na tajfun dużo samolotów było opóźnionych.
Z lotniska poszedłem do terminalu odlotów ponieważ tam można złapać taxi które używają licznika. Poznałem Hiszpankę pracującą w Chinach ktora probowała zrobić to samo. Udało się ale ona jechała do centrum do całkiem nowo otwartego hostelu. Ja jechałem do Green Mango Inn po drugiej stronie lotniska ale za to za pół ceny.
Za taxi zapłaciłem 200piso.
W tym hostelu była tylko jakaś parka, ja i jedna chinka która przyleciała tym samym lotem co ja. ale ona zapłaciła za taxi 700piso. upss....
Wnerwia mnie to że w tych krajach trzeba tak bardzo uważać na te ceny. I to jeszcze naciągneli taka malutką, cichutką i łatwowierną dziewczyne.
2 PAŹDZIERNIK
Przeprowadzam się do hostelu Hiszpanki w centrum. Po drodze poznaję filipinkę która wrócila z pracy z usa odwiedzić rodzinę. Pomagają mi znaleźć hostel itp. Hostel o nazwie "Where To Next" nowo otwarty, wszystko nowe czyste i ładne. Ciekawe jak długo takie będzie.
Zwiedzał Manilę z Hiszpanką, Indonezyjką i na dodatek lokalna dziewczyna z Couchsurfingu nas oprowadzała po targu jedzeniowym.
Zdjęć nie robiłem bo cały czas padało ale nawet mi się nie chaiało. Duże miasta mnie nie kręcą, są takie same wszędzie.
Wieczorem poznaję Litwina z Usa i Niemca surfera. Cała mieszana ekipą idziemy na kolację i po kolacji na piwo, piwaaaaa :)
Manila jest niebezpieczna, hałaśliwa, brudna. Trzeba spadać gdzieś na wyspy jakieś :)
Kupiję bilet na wyspę Bohol do miasta Tagbiliran. Zobaczymy jak bezie.
Zdjęć brak, no chyba że przyslą mi dziewczyny,