KUALA LUMPUR MALEZJA zwane dalej KL.
Autobus miał jechać 5 godzin a jechał 8. W autobusie podziwiałem styl jazdy kierowców Malezyjskich, a raczej brak stylu. Jadą jak chcą, zajeżdżają sobie drogę. Na własne oczy widziałem jak duzy autobus przejechał tak blisko małego vana że temu odpadł plastikowy błotnik. Po drodze dużo wypadków. A wszystko to na autostradzie. Raczej w Malezji nie będę jeździł skuterem ani rowerem. Strach się bać.
Przyjechałem późno, i wszedłem do jednego hotelu pożyczyć sobie wifi. Poszukałem czegośdo spania. Wieczorem do baru stylizowanego na tanią chate na plaży o nazwie "Beach". Jest tam milion pieknych lasek i 30 starszych i młodszych panów o białych twarzach. Oczywiście wszystko za pieniądze.
Na drugi dzień przeprowadziłem się do hostelu "Explorers hostel" który było trochę ciężko znaleźć. Nazwa się sprawdza :)
Hostel 30 Ringit za noc i jest wifi, darmowe śniadanie (chleb z drzemem lub masłem orzechowym), herbata i kawa darmowa przez cały dzien.
Obsługa bardzo miła, dobre miejsce.
Podczas mojego zwiedzania uzywałem SkyTrain monorail czyli systemu kolejek na jednej szynie a to wszystko ponad ulicą. Troche chaotyczny system bo zamiast oznaczyc linie kolorami to są różne nazwy ale da się wszędzie dojechać.
Kupiłem bilet na zwiedzanie Petronas Twin Towers 50Ringit. Zawiera on także zwiedzanie pomostu łączącego obie wieże. Jest to najwyżej położony most wiszący na świecie. Byłem w pierwszej grupie zwiedzających odrazy o chyba 8 rano. Widok super tylko troche pogoda nie dopisywała. Pochmurno. Za wieżami znajduje się park z małym wodospadem i małym stawem gdzie można sie pluskać co oczywiście zrobiłem. Nie to co u nas w europie gdzie nie mozna dotykać, wchodzić mozna tylko patrzeć...
Azja jest o wiele lepsza pod wieloma względami.
Poszedłem też do Low Yat Mall gdzie jest 8 pięter elektroniki. Jeśli jesteście na trasie KL --> Singapore i chcecie kupić coś z elektroniki to kupcie tutaj i nie czekajcie na singapor. Większy wybór i tańsza cena tutaj w KL.
W hostelu poznałem Lourdes, nauczycielkę hiszpańskiego z Argentyny która podróżuje sama po Malezji. Powiedziała mi że kiedyś mieszkała w hiszpani i potrzebowała pracy, jedyną jaką mogła znaleźć to było praca w Moskwie. Spakowała się i pojechała, tak jej się spodobało że mieszka tam już 4 lata. Bardzo śmiesznie sie słucha jak mówi do siebie "Poczemu ja nie paniemajet" i "o bożie bożie". Bardzo dziwnie. Razem zwiedzaliśmy KL.
Byłem także na jednym spotkaniu Couch Surfing które było poprostu imprezą w barze :)
W KL mieszka mieszanka ludnoci azjatyckiej, indyjskiej i chyba każdej innej :) Są różne świątynie, buddyjskie, musyłmańskie i chińskie.
Różnego rodzaju targi uliczne, Central Market. Miasto jest duże chociaż można przy odrobinie wysiłku poruszać się piechotą.
W hostelu poszedłem jedno piętro wyżej gdzie już nie było pokoi i odkryłem taras na dachu gdzie robiłem ćwiczenia wieczorami. Miałem spokój bo nikomu widocznie się nie chce ruszyć 4 litery i zobaczyć co jest wyżej. Jednego wieczoru z Lourdes zrobiliśmy serię ćwiczeń na brzuch z słynnego programy fitnes który trzymam w telefonie.
Podsumowując KL jest super.