Odezwał się host z CS, 57 letni facet, ale mieszka w Fremantle jakieś 20km od Perth. Nie spieszyło mi się, wyruszyłem do niego dopiero po południu. Znowu probowałem na stopa ale dupa. Spotkane 2 australijki powiedziały mi że mało kto podwozi w dzisiajszych czasach i chyba to się potwierdza.
Akurat jechał autobus 107 więc zrezygnowany wsiadłem i pojechałem ($3,8). Dotarłem do Fremantle i wydzwaniam do Clencyego z budki ale cały zajęty. Połaziłem po mieście które jest bardzo ładne i zadbane i bardzo spokojne. Po wielokrotnych próbach nie dodzwoniłem się i około g 21 poszedłem do hostelu też $30 i podobne warunki. To chyba norma w Australi.
Internet jest dostepny za darmo w bibliotece i na głównym placu King's Square i nawet są zrobione gniazdka do prądu przy ławkach żeby podładować laptopy. To wszystko może działać a w Polsce prawdopodobnie było by zniszczone przez wandali.
Na drugi dzień odbierał emaila i Clency przeprsza że źle odłożył słuchawkę i zaprasza. Dostałem się do niego i mam spanie na 2 dni za friko u niego w domu.
Dzień spędziłem poszukując info na temat transportu i wynajmu samochodu. Niestety wszystko drogieeeeeeee.
W pewnym momencie dostałem emaila od Kuby z Wrocka który jest w okolicy i też poszukuje auta. Mieszka u znajomych rodziców którzy wyemigroawli jakies 20-30 lat temu. Spotkaliśmy się popołudniu i mamy plan wynając auto razem żeby podzielić koszty.
Renata zwieła mnie na do siebie i z Kubą robiliśmy plany co i jak z tym samochodem. Wyszło na to że lecimi samolotem do Melbourne i tam bieżemy auto na 2 tyg i będziemy jeździć po stanie Victoria i New South Wales. Ayers Rock zostało pominięte ze względu na jakieś kompromisy które czasami trzeba robic. Gwiździem programu był obiad typowo polski, który ugotowała Renata. Niebo w gębie, schabowy z ziemniakami i pomidorowa :)
Już dawno tak nie jedłem. Bardzo dziękuję Renata.
W drodze powrotnej trochę zwiedzania okolicy. Bardzo ladne wybrzeże, plaże i skały. I jedne z najlepszych zachodów słońca tylko zimnoooo.
Na drugi dzień po pożegnaniu z Clency-m ponownie Renata zabrała mnie do siebie i z Kuba będziemy czekać na wyjazd na lotnisko. Lot jest o północy.
To było by tyle, barazie duzo nie wiem bo wiekszośc czasu planowałem co tu robic. Więcej info o Australi i przygody w następnych odcinkach kiedy będe nadawać z out-backu i bezdroży. Jeżeli sie nie odezwę w ciągu 2 tyg to znaczy że zjadły mnie psy dingo, lub bardziej prowdopodobna wersja że nie było netu :)
Ciao.