Trzeciego dnia zmarłuchwstał, czyłem się świetnie, wszystko ok. Skaka biega i robi zdjęcia.
Dołączyła do naszego skłądu także Eri, Mloda Japonka studiująca coś związanego z ubraniami japońskimi.
Kierowca żartował że poprawiło mi się własnie z jej powodu :)
Oczywiście połączone siły dwuch teamów przemierzają pustkowia. Międzynarodowa ekipa w radzieckich miniwanach.
Zatrzymaliśmy się z mieście Dalanzadgad na małe zakupy, Miasto znaczy szeroka piszczysta ulica z domami i sklepami po bokach. Zupełnie jak na dzikim zachodzie, Porobiłem zdjęcia dzieci Mongolskich które mają charakterystyczna twarze.
Popoludniu zwiedzanie i lekki hiking w wąwozie pomiędzy górami w parku narodowym. Widoki super, skały, góry. Szliśmy strumieniem w górę, woda krystalicznie czysta i cholernie zimna. Po drodze mijaliśmy konie i setki "chomików".
Następnie przejazd do obozowiska niedaleko, rozbiliśmy się zaraz przy strumieniu. Mongolskie bezchmurne niebo i brak świateł miejskich sprzyjają oglądaniu gwiazd nocą. Gwiazdy spadają dosłownie co kilka minut. Dla takich chwil warto objać dupę po bezdrożach cały dzień.
Robimy ognisko z odchodów końskich i wielbłądzich. Sprzyja to powstawaniu kolejnych żartów o "gównie".
Kiedy piwo się już skończyło zaczołem robić zdjęcia "painting with light" i odrazu przyłączyli się pozostali.