Opuszczamy zółwika już sami i przed nami dzień jazdy, dupa będzie boleć :)
Przeprawiamy sie przez rzekę chyba kilka razy, widzimy wykolejoną ciężarówkę z drewnem. Jazdy nie ma końca, Kierowca zasługuje na najwyższe uznanie. W zasadie nie na o czym pisać tylko jazda jazda. Oczywiście w samochodzie kazdemu odbija z powody jazdy, robimy sie coraz bardziej zacofani :)
Wieczorem stajemy w polu, rozbijamy namioty. Popadało około 30 minut. Oczywiście toaleta w polu.
Jest chłodno chyba dlatego że cofemy się na północ w kierunku stolicy. Okazja przetestować moje ICEBREAKERy.
Bogi ugotowałe pyszną gorącą zupę. Siedzimy w aucie i gadamy,
Spać