Spanie długo. Przed wyjazdem młodzian przynosi jakieś figurki wielbłądów i jakieś zapachy na sprzedaż. Jedziemy, jedziemy i jedziemy. Jazda dobija, odległości są duże a prędkośc mała, dipsko boli. W mongoli nie ma prawie dróg, cały czas jedziemy dziczyzną.
Docieramy do następnej osady i rozstawiamy namioty.
Wiozą nas do jakichś błotnych czerwonych skał około 6km i zostawiają. Będziemy wracać pieszo do osady na własnę rękę. Spędzamy tam około godziny robimy foty itp. Jest to miejsce gdzie znaleziono pierwsze kości dinozaurów tylko nie wiem czy pierwsze w mongolii czy na świecie.
Dwójka decuduję się zostać na zachód słońca. Reszta wraca.
Jest to ostatnia noc gdzie jesteśmy razem w 2 ekipy. Robimy pożegnalne zdjęcie grupowe przy busie.
Poszedłem z Eri na zachód słońca na pobliskie skarpy i rzucamy kamieniami.
Wołają nas z daleka do obozu i idziemy wszyscy razem na piwo do baru w kształcie żółwia. Piwo kiepskie było.