DZIEŃ 8
Jeśteśmy na targu w miejscowości ARVAIKHEER. Niemka kupiła mongolską tradycyjną kamizelkę ludową.
Kupiliśmy mięso na tzw HOT POT zrzuta po oko 5000 tugrikow/
Kupiłem też ładowarkę samochodową do telefonu i aparatu.
Jedziemy jedziemy, przekraczaliśmy rzekę chyba 5 razy, ciężki teren w Mongolii. Doświadczenie OFF-Road wliczone w cene.
Docieramy do parku Narodowego Khangai Nuruu. Piekne widoki, wodospad, góry. pieknie.
Hot Pot już nie zdążymy zrobić więć tradycyjna kolacja i spać.
Śpimy w gerze z ogrzewaniem, trzeba palić w piecyku i dorzucać drewno co kilka godzin. W gerze biegają myszy
-----------------------------------
DZIEŃ 9
Noc była zimna mimo że spaliśmy w gerze. Ogień zgasł.
Przed lunchem hiking wkoło wodospadu, piekne widoki. Na lunch Bogi robiła hot pot z mięsa które kupiliśmy wcześniej. Dobre żarcie było.
Nastepnie poszliśmy na konie. Miało byś fajnie. Wiadomo że nikt z nas nie ma wiedzy o koniach ale wydają się być nerwowe.
Koń mnie nie słyszą. Po wyjściu ze stanowiska chcę tylko jeśc trawe. Po dotarciu do rzeki momentalnie konie poszły pić nie reagując na nasze komendy. Przewodnik to jakiś nastoletek na koniu i tylko on umie jeździć. Bogi zawrociła do obozu i ja się zabrałem z nią bo nie odpowiadała mi jazda na tych koniach. Jedziemy jakiś czas i nagle Bogi spada z konia na glebe i chyba stłukła sobie mięsień w biodrach.
Ja stoję i nie umiem zejśc z konia, po 2 minutach sobie poradziłem ale koń nie zareagował dobrze. Pobiegłem do niej i zajołem się.....
Zostawiłem konie, nie obchodzi mnie czy uciekną czy nie. Doprowadziłem Bogi do obozu i dałem pain killera. Jacyś kolesie zawieźli ją na motorze do doktora niby. Ogolnie jaja.
Wieczorem idę z Eri na pobliskie wzgórze zobaczyć widoki i zachód słońca.
Poszliśmy do sklepiku po piwka i w nocy w gerze pijemy po jednym przed snem.