Jaketenburg to syberyjskie miasto uniwersyteckie i miejsce mordu na rodzinie carskiej w 1918 roku.
Pospalem dluzej bo przeciez nigdzie sie nie spiesze. Pociag zatrzymuje sie co jakis czas na stacjach gdzie babuszki sprzedaja wszystko do jedzenia. Slychac tylko "ogórcziki malo solne" i "kartoszki", hehe chyba nagram to nagram na video.
Nie pamietam juz co kupilem ale zjadlem na sniadanie.
Larisa ucz mnie rosyjskiego, bawie sie z mala Alina, slucham mp3. Caly czas goraco, meka.
Duzo patrzę przez okno na rosyjski kraj i syberie, nic tylko lasy, laki i drewniane wioski wygladajace na opustoszale.
Gdzie niegdzie ludzie. Rzeki robia wrazenie.
Wtedy kiedy robie zdjecia sceneria jest srednia, a kiedy jem sceneria jest boska.
Kupilem na stacji 2 butelki wody i loda za 22zl, chyba dalem sie oszukac :(
Sprzedawcy wykorzystuja pospiech pazazerów i maja w zasadzie monopol bo nie mozna isc gdzieindziej.
Wieczorem na jednym z postojów zagadalem do 2 kolesi wygladajacych inaczej niz wszyscy.
Okazali sie byc Szwedami, ojciec (61) i syn (35) wspólnie w trasie.
Przypomnialo mi sie stare telewizyjne cwiczenie szczeki "No cóz ze ze Szwecji".
Umawiamy sie na wieczór na piwo w wagonie restauracyjnum, koszt piwa 10zl.
Bardzo malo ludzi w restauracji chyba ze wzgledu na ceny.
Rozmawiamy o trasie, o Szwecji i o wszystkim, oni tez jada do Irkutska wiec chyba polaczymy wspólne sily, zawsze bezpieczniej.
Siedzimy do pózna, pociag operuje w/g czasu moskiewskiego ale lokalnie jest juz chyba pólnoc wiec nas wyganiaja z wagonu.